wtorek, 1 września 2015

W tym domu

Follow my blog with Bloglovin


Czasem wszystko jest poukładane, zaplanowane, zabukowane. Odbieram Misię, jedziemy na szybkie zakupy, wracamy, wyprowadzamy psy, lejemy je wodą bo gorąco, robimy szybki obiad, wracają chłopaki, jemy obiad....

i nagle wydarza się rzecz niespodziewana, jeden telefon, dla którego rzuca się wszystko i pędzi się na oślep i pomaga. Każdy się "nagina", odkłada swoje plany, każdy pomaga i staje na wysokości zadania.... bo jak się ma małą rodzinę to nie ma gdzie się rozpłynąć odpowiedzialność... nie mogę powiedzieć dobra ja teraz nie mogę niech pojedzie ktoś inny, bo tego "ktosia" po prostu nie ma, jestem tylko ja i tylko ja w tym momencie jestem potrzebna.... więc muszę być tam gdzie powinnam .... gdzie mnie potrzebują

więc nie ma zakupów, psy wyprowadzone na krótko (odbijemy to sobie wieczorem), obiadu nie ma (jest mrożona pizza albo kanapki)... kwiaty nie podlane... dzieci biorę ze sobą i lecę... i jestem, zawsze...

Bo jak się ma małą rodzinę, to jak ja potrzebuję pomocy to wiem, że każdy z nich zrobi to samo, rzuci swoje plany, swój czas na odpoczynek, zapomni o zmęczeniu i jedzeniu i przyjedzie, na łeb na szyję, będzie, pomoże, poradzi, przytuli, wyciągnie samochód z rowu, przyjedzie z kanistrem paliwa, odbierze dzieci z przedszkola, pożyczy pieniądze nie pytając na co, spędzi 2 godziny na kreatywnej zabawie z siostrzeńcami, zaopiekuje się psami.... kopnie w tyłek, postawi do pionu, otrze łzy, wyciągnie z piekarnika dymiącego kurczaka który piekł się 4 godziny i otworzy wszystkie okna, powie że to wszystko to nic bo mamy siebie i to najważniejsze i jesteśmy zdrowi i mamy po dwie ręce do pracy więc szczęściarzami jesteśmy i dom mamy i kiedyś go wykończymy.....

I niech się Misia i Aleks tego uczą, tak ma być, tak musi być.... że zawsze jesteśmy odpowiedzialni za naszą małą rodzinę, że nic nie może być ważniejsze, że jak się wali świat to musimy być wszyscy razem, żeby kiedy jest dobrze umieć sobie spojrzeć w oczy i naprawdę się tym cieszyć. W rodzinie nie żyjemy na pokaz, dla szpanu... dla pochwał Nie musimy specjalnie zapraszać się na obiad raz na miesiąc, stroić się na spotkanie, ubierać najlepsze ciuchy i buty,  jesteśmy ze sobą tu i teraz... na wyciągnięcie ręki, na chwilę spędzoną przy płocie, na parę słów zamienionych przed snem, na szybką kawę bo zaraz musimy biec do swoich obowiązków, na krótki telefon w ciągu dnia żeby usłyszeć swój głos.

I Dzieci są z nami w każdej chwili, również tej gorszej, gdzie płaczemy, martwimy się, denerwujemy, stresujemy... obserwują, jak się daje wsparcie i jak się je bierze i będą z nami zawsze, nie będę im tego oszczędzać, niech się uczą bo to najważniejsza nauka dla nich.

To są moje fundamenty, które pozostaną gdy wszystko inne legnie w gruzach: praca, znajomi... przyjaciele

Takie tabliczki do powieszenia tylko w tych domach pełnych miłości











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz