piątek, 28 sierpnia 2015

Dzień dobry kocham Cię

Follow my blog with Bloglovin


Uwielbiam w ten sposób pracować... w tle cicho gra Rock Radio, okno uchylone i do pracowni wpada lekki chłód sierpniowej nocy oraz "śpiew - muzyka" cykad... uwielbiam je.. a ja kończę dwa kuferki ślubne .... i jakoś tak mi się przypomniał mój własny ślub :)

Piękne chwile, które pamięta się na zawsze... u mnie było zero stresu, od rana razem z Mamą, fryzjerką i makijażystką "bawiłyśmy się" w hoteliku, w którym miało odbyć się nasze wesele... czesanie, malowanie, śmiechy i rozmowy.. miałyśmy rewelacyjne humory... myślałam że będę się stresować.. a tu nic z tych rzeczy, w pełni zrelaksowana przybyłam w samochodzie ustrojonym w misie pod Kościól, aby złożyć tą jedyną, najważniejszą przysięgę....

I tak sobie marzę, aby moja Córka spotkała na swojej drodze faceta, który będzie dla niej pełnym oparciem, przyjacielem..... osobą która będzie ją kochać zawsze, obojętnie czy będzie mieć długie włosy czy się zgoli na łyso, czy będzie chuda czy przytyje jej się trochę, czy będzie tryskać energią czy może ogarnie ją czarna rozpacz..... Który będzie ją wspierać w realizacji swoich pasji.... Prawdziwego mężczyznę, który zakocha się w niej bez pamięci i będzie w nią wierzył gdy cały świat już przestanie ... kto o nią zadba gdy mnie już nie będzie.... 

A że Misia wyrośnie na silną babkę tak jak jej mamusia to już wiem, a takie silne babki nie potrzebuja obok siebie chłopczyka do niańczenia, tylko partnera z prawdziwego zdarzenia, który zawsze da jej w odpowiednim momencie kopa w tyłek i z którym będzie mogła usiąść wieczorem na schodach, wypić coś dobrego, trochę pogadać, trochę pomilczeć i który zrozumie, że pomimo iż nie czytała Kinga to boi się tych dzieci kukurydzy... szczególnie, jak ta kukurydza rośnie tuż za miedzą :)








Do wykonania perełek używam perełek w płynie Perlen Pen marki Viva




wtorek, 25 sierpnia 2015

Jak ja to robię?

Follow my blog with Bloglovin


Mam dwójkę dzieci, hodowlę psów, wykonuję przedmioty decoupage, prowadzę dom, ogród, posiadam pracę zawodową, rodzinę, przyjaciół.... zaczęłam pisać bloga....

 i z kimkolwiek bym nie rozmawiała słyszę "rany jak ty to wszystko ogarniasz??? ja nie mam czasu na nic..."

W końcu postanowiłam rozprawić się sama ze sobą i zadac pytanie, jak ja to robię że mam na to wszystko czas... przecież moja doba ma tylko 24 godziny, to tak jak wszystkich. Chyba w tym całym moim zabieganiu jest jedna metoda - ustawianie sobie priorytetów, wyluzowanie na pewne rzeczy i niestety rezygnacja z innych. Nigdy bowiem nie jest tak, że można mieć wszystko na raz, że ja to jestem alfa i omega i chodząca "matka orkiestra" o nie, wiele rzeczy mam niedopilnowanych, zostawionych "na potem". Ja po prostu wiem co jest dla mnie najważniejsze, wiem co mi sprawia radość i to po prostu robię nie przejmując się resztą - to jest moja metoda.

A konkretnie? Moje priorytety, które dają mi szczęście i relaks:

- dzieci i spędzanie czasu z nimi, teraz szczególnie kiedy są małe chcę w całości dla nich się poświęcić, chcę wyposażyć ich w pozytywny bagaż na całe życie, bo one tak szybko rosną.... ten czas nigdy nie jest stracony
- decoupage - kiedy zaczynałam tę przygodę miałam ciche marzenie, aby komuś to co robię się spodobało..... kiedy więc przygotowałam swój pierwszy produkt na zamówienie chodziłam dumna, jak paw... pracownię otwieram wieczorami, kiedy dzieci już śpią, sprawdzam notes z zamówieniami i cieszy się moje serducho, że mam tak wiele osób tam wpisanych, które mi zaufały, którym moje prace się podobają - to daje niesamowitego, pozytywnego kopa :)
- psy - niekończące się czesanie, karmienie, spacerowanie, szkolenie, bawienie się, sprzątanie po nich, wystawy, porody, głaskanie... a to wszystko po to, aby popatrzeć na te roześmiane pychole i rozmachane ogony.

Czasem można połączyć przyjemne z pożytecznym i:
- podlewać ogród razem z dziećmi i psami
- pojechać na wystawę z dziećmi i zrobić piknik na trawie

Ale jest też pełno rzeczy, na które kompletnie nie mam czasu, tylko się tym nie przejmuję :)

- zakupy robię na szybciocha, bez większego planowania i zastanawiania się, zdarza się więc że do parówek nie mamy ketchupu co jest z punktu widzenia mojej rodziny totalnie bez sensu
- sprzątam jak jest brudno, ale nie muszę mieć sterylnie w domu, czasem nawet, jak jest brudna podłoga a wychodzę z pracowni o 24:00 to nawet to mnie nie rusza
- prasowanie czasem sobie czeeeeekaaaaaa, tylko z praniem jestem na bieżąco ;)
- nie mam kiedy pobiegać czy poćwiczyć
- rzadko wychodzę na kawę z kimkolwiek
- shopping yyyyy
- maseczka na ryjek.... no nie pamiętam kiedy ostatnio
- kino? teatr? basen?
- umówmy się nie zawsze mam też samodzielnie upieczone ciasto, częściej jadę do zaprzyjaźnionej cukierni po coś słodkiego
- wieczor przed tv...... ???? Pominę milczeniem

Są też chwile kiedy cały mój misterny plan upada, bo np. Misia lub Aleks są chorzy albo mają gorszy dzień i nic wtedy nie ruszę. Mamy poród w hodowli i niestety często nocka z głowy albo i cała doba. Nie mamy już w czym chodzić i muszę odłożyć wszystko i zasiąść do prasowania. I wiele wiele innych podobnych sytuacji.

Ale czy mi to spędza sen z powiek... no nie bardzo :) pilnuję się, żeby wysypiać się aż 5 godzin dziennie, więc poza płaczem dziecięcym w nocy nic nie jest mnie w stanie zbudzić. Takie są moje wybory w pełni świadome. Więc jeśli ktoś wybiera inaczej to nie będzie mieć czasu na to co ja i vice versa. Myślę, że nieważne jest to jak sobie organizujemy te parę godzin czasu "wolnego" w ciągu dnia, grunt to tak je zorganizować aby czuć się szczęśliwym. Jeżeli szczęście daje ci odpoczynek przed tv i oglądanie rodzinki.pl to super, ja z tego rezygnuję na rzecz wyczesania czterech psów lub decu.... i tak to właśnie robię :)

A poza tym wszystkim myślę, że każdy powinien żyć na swój sposób a nie według instrukcji innych.

Znalazłam w swoich zbiorach pare przedmiotow wykonanych w tym samym motywie - lawenda









piątek, 21 sierpnia 2015

Początki

Follow my blog with Bloglovin


Kiedy miałam 6 lat Pani w zerówce dała nam zadanie domowe - narysuj portret swojej mamy...
W domu z wielkim zacięciem wzięłam się do pracy, niestety to co wychodziło spod mojej ręki, mówiąc delikatnie nie nadawało się do pokazania światu. Wtedy moja Mama uruchomiła swoją artystyczną duszę i narysowała swój autoportret. No cóż Pani w sekundzie zorientowała się, że tutaj wkradło się wyręczenie i oddała rysunek z podpisem: dla mamy 5 ale poproszę o rysunek Asi...

I tym oto sposobem przez długi czas żyłam w przeświadczeniu, że prace plastyczne to nie moja bajka... że nie mam za grosz zmysłu estetycznego, a od wszelkiego malowania, rysowania i lepienia lepiej trzymać się z daleka.

Aż do marca 2014 roku kiedy to ku swojemu wielkiemu zdziwieniu odkryłam decoupage.... tzn. o samej technice słyszałam już co nieco wcześniej, ale zawsze wydawało mi się, że jest to temat tak skomplikowany, że po prostu tego nie ogarnę. Znalazłam fantastyczną stronę www.inspirello.pl, z której dowiedziałam się że decu można się bawić, można dzięki temu wyrazić siebie, odstresować się, uspokoić i co najważniejsze jest to technika, która daje dużą dozę dowolności. Dzięki Inspirello weszłam w decu i od tej pory ciągle staram się doskonalić swój warsztat i wykorzystywać różne szkoły i techniki....

A dlaczego decoupage? Bo widocznie gdzieś ta moja artystyczna duża musiała znaleźć swój dom :) Bo zawsze uwielbiałam to co naturalne, klasyczne - drewniane. Nie dla mnie nowoczesne wnętrza, jakoś nie czuję tam ciepła. Są piękne, sterylne, czyste, poukładane to fakt. Jednak nie dałabym rady mieszkać w takim miejscu. Ja czuję, że mój dom żyje dopiero wtedy, gdy otaczają mnie przedmioty naturalne, które też kiedyś żyły, każdy ma przecież swój pomysł na azyl ;)

A skoro mówimy o azylu to takim miejscem na pewno jest kuchnia :) Ciepła, pachnąca dobrym jedzonkiem i bazylią. Bazylię i inne zioła można trzymać na parapecie w takich skrzyneczkach na przykład :)






Wszystkie skrzyneczki wykonane przez mojego Męża. Oczywiście standardowo możemy wykonać każdy wymiar :)

wtorek, 18 sierpnia 2015

Mama boję....

Follow my blog with Bloglovin


Budziłam się w nocy dosyć często, jak często to pewnie tylko pamięta moja Mama .... Ale ja za to pamiętam, że bałam się ciemności, brałam poduszkę i biegiem, po ciemku, na oślep leciałam do Mamy, wtulić się w jej bezpieczne ramię.. A Mama nigdy mnie z tego łóżka nie odprowadziła z powrotem... zawsze tam miejsce dla mnie było...

Potem wędrówkę ludów uskuteczniał mój brat... :)

I historia do mnie wróciła jak bumerang.. ha ze zdwojoną siłą... Misia ma fazy, że co noc jest u nas, Aleks jeszcze śpi w łóżeczku ze szczebelkami, ale musimy to wkrótce zmienić bo trzeba po niego chodzić, a to już rozbudza bardziej... :) 

No i dobrze... niech z nami śpią... jeśli dzięki temu czują się bezpiecznie ... jeśli dzięki temu zaspokajają swoją potrzebę bliskości z nami... to najlepsza rzecz, jaka się może rodzicowi przytrafić. Małe rączki, które się wtulają bardzo bardzo mocno w Ciebie i to poczucie, że jesteś taką ostoją i spokojem dla tego małego serduszka.

Ostatnio wiele mieliśmy takich sytuacji gdzie słyszałam "Mama boję": burze, jakieś walki kotów na ulicy, nagłe szczekanie psów w nocy..... i jak tulę te małe dygoczące ramionka, całuję te główki i mówię, że to nic, że jestem i żeby zamykali oczka i spali i że będę i potem słyszę już spokojne bicie serduszka i miarowy oddech to wtedy wiem, że daję im to co powinni otrzymać, to że zawsze przy nich będę cokolwiek by się nie działo. I oni też to wiedzą i czują... i to jest istota wszystkiego.

A to że człowiek wyspany tylko jednym bokiem
że kręgosłup boli, że już nawet go nie czuć
że znowu oczy na zapałki
że już nawet nie wiem gdzie śpię
że na łóżku to leżę tylko rąbkiem głowy bo reszta gdzieś lewituje poza
że zapomniałam co to znaczy "przykryć się kołdrą"

to NIEWAŻNE :)

Poniżej parę ostatnich moich tworów :)





Drewienka kupione w sklepie edekoracje.com



piątek, 14 sierpnia 2015

Zaczynam nową przygodę

Follow my blog with Bloglovin





Powstał więc blog....
W sumie dla mnie nic nowego... pisałam pamiętniki już, jako mała dziewczynka.. ale to tylko dla siebie... teraz jest szansa, że przeczyta to ktoś jeszcze poza mną... może ktoś kogo nie znam... więc na pewno nowa przygoda dla mnie.

Po co w ogóle pisać do szerszego grona, czy te myśli nie mogą pozostać w głowie... chyba nie, tych myśli mam tyle że po prostu muszę je gdzieś porządkować. Siedzę po nocach w pracowni, tworzę, maluję, kleję, szlifuję, słucham muzyki, czasem w tle gra telewizor... w dalszym tle słychać szlifierkę w warsztacie Macieja, dzieci śpią na górze, czasem któreś się przebudzi.. ale ogólnie mam dużo czasu na produkcję myśli...

Podobny czas "wolny" miałam gdy urodziła się Misia, najwięcej podczas nocnych karmień. Z zegarkiem w ręku co 3 godziny zasiadałam w prawie wygodnym fotelu z moją kruszynką na rękach i próbowałam nie zasnąć... wtedy, jak patrzyłam na tą Jej malutką buzię, na rączki ... miałam tyle myśli w głowie, chciałam gdzieś spisać jak bardzo zmieniła moje życie, jak sprawiła że wreszcie nabrało odpowiednich barw, jak bardzo Ją kocham, że jestem w stanie oddać za Nią życie.... chciałam żeby to kiedyś mogła przeczytać, dowiedzieć się i żeby to Jej dało siłę i moc bycia kim tylko w życiu zechce....

Wtedy tego nie spisałam

Urodził się Aleks... i znowu te same myśli w głowie, w tym samym czasie i potem znowu żal, że tego nie spisałam...

Więc spiszę... :))))))

Na zdjęciach Misia zdobiąca nasz garaż :)