piątek, 30 października 2015

Poza grafikiem




Tak trochę nam się wszystko w tym tygodniu  pokomplikowało. Na szczęście to nic groźnego i już jutro będziemy wszyscy razem. Ale tydzień zwariowany był. Na szczęście wokół mnie mnóstwo pomocnych dusz więc ten nasz kołowrotek jakoś ogarnięty. Dom. Szpital. Praca. Dzieci. Psy. Decu. Ło matko, że to się udało.

 I dobrze, że takie rzeczy nam się przytafiają, można świetnie i szybko zweryfikować wartość miłości i przyjaźni.

I cieszę się, że mam wokół siebie osoby, które nawet nie pomyślały o swoim grafiku tylko przyszły ogarnąć kuwetę. Miło.

I znowu ten magiczny czas, gdy wyciszam się po całym dniu. Dzisiaj cała łazienka pływała razem z nimi podczas kąpieli. Usiadłam w bezpiecznej odległości, aby uniknąć totalnego przemoczenia. A niech mają... co im tam. Może kiedyś, jak już będą duzi to sobie przypomną to podczas jakiegoś grilla i powiedzą a pamiętasz jak się chlapaliśmy w wannie, aż woda była wszędzie :) 

Uwielbiam patrzeć na ten ich beztroski śmiech. I troskę Misi, jak wyławia Aleksa, bo zanurkował niespodziewanie. I to, jak Aleks wyciera oczy siostrze kawałkiem suchego jeszcze ręcznika. I potem kłótnia na całego o coś tam :) I to ich wzajemne wspieranie się podczas obcinania paznokci u stópek... nie wiedzieć czemu jest to dla nich stres... :)

Cicho, na dole gra tylko radio. Światełko od telefonu rozjaśnia ciemność. Misia już śpi, Aleks jeszcze się wierci. A ja upajam się tą chwilą spokoju. Gdzieś w oddali szczeka pies i jestem wdzięczna, że mamy tu tak ciepło, miło i bezpiecznie.

Czeka na mnie jeszcze banda psów do wykarmienia i wyprowadzenia, armagedon w kuchni i cały schowek mebli to pomalowania. I zdecydowanie wolę to, niż życie w ciągłych delegacjach, powroty do domu z pracy po 20:00 z ciągłym poczuciem, że robię za mało i w każdej chwili może mnie ktoś zastąpić. Lubię być niezastąpiona.... lubię być potrzebna. Oj tak wtedy wiem, że to wszystko ma sens.

A ten komplet już u Karinki - magiczna wróżka, która będzie na pewno świetną towarzyszką :)


Follow my blog with Bloglovin

wtorek, 27 października 2015

Kruszynka







I życzę Ci w te piąte urodziny, abyś była promykiem, który rozjaśnia każdy dzień. 
Abyś umiała marzyć i spełniać marzenia. 
Abyś potrafiła rozpoznać na swojej drodze wartościowych ludzi i z nimi iść przez świat. 
Bądź odważna i walcz o siebie. 
Nie rezygnuj ze szczęścia. 
Nie rozpamiętuj złego. Szybko zapominaj i idź dalej. 
Szukaj wszędzie dobrej energii. 
Ciesz się małymi rzeczami: promieniami słońca w jesiennych liściach, pierwszymi płatkami śniegu, spacerem w lecie, gorącą czekoladą przy kominku, zachodem słońca nad morzem, ciszą i spokojnym oddechem kochanej osoby. 
Kochaj zwierzęta. 
Pomagaj słabszym. 
Bądź wrażliwa. 
Śmiej się głośno.
Krzycz kiedy potrzebujesz.
Słuchaj.
Znajdź swoją drogę i idź nią śmiało.

I jak już będziesz taka dorosła i mądra i do stóp rzucisz cały świat. To pamiętaj żeby we wszystkim zachować umiar, empatię i cel.

Życzę Ci abyś doznała każdego rodzaju miłości. Tą matczyną już masz...
Nie biegnij przez życie. 
Rozejrzyj się, dostrzeż szczegóły, nie żyj na pół gwizdka. 
Znajdź swoją pasję.

Bądź zawsze sobą bo jesteś niepowtarzalna, jedyna, śmiała, uśmiechnięta, zwariowana, mądra, ciekawa świata, przebojowa, wrażliwa - nie zmieniaj tego.

Dla mnie już zawsze będziesz Kruszynką, która zmieniła mój świat, życie, serce... nieodwracalnie.




Follow my blog with Bloglovin

piątek, 23 października 2015

Czy bym była...






O ile swój budzik oszukam to budzika Macieja już się nie da. Jak dzwoni to wiem że zaspałam 20 minut i znowu muszę sprintem przebiec przez poranek. I jak ja bym chciała porządnie sie wyspać, tak że aż sama się obudzę po paru dniach i uznam, że teraz jest już ok. I trochę więcej niż 5 godzin snu dziennie, ponoć 8 godzin to ideał..... ponoć.

Ale to z czego zrezygnować? Co mi niepotrzebne do szczęścia? Bez czego mogę żyć?

Dzieci?
Psy?
Dom?
Decu?
Praca zawodowa?

I co? być w domu bez tego śmiechu, gwaru, zgiełku, bez okruchów chleba pod krzesłem, bez rozlanego soku na ławie, bez stosu prania, bez brudnych naczyń, bez trzech maskotek i dwóch koparek w łóżku, bez merdającego ogona, bez szurania metalowych misek po podłodze, bez szczekania, bez dźwieku bosych stópek biegnących do mnie w nocy aby się mocno przytulić, bez konieczności podlewania kwiatów, bez nocnych nasiadówek w pracowni, nie musieć umyć włosów, pomalować paznokci, ubrać sukienki.

Dla kogo bym robiła zakupy na przyjęcia urodzinowe a potem siedziała po nocach i gotowała?
I gdzie bym usiadła w upalny dzień w cieniu i jadła zimnego arbuza.
Czy umiałabym żyć bez emocji związanych z wystawą psów? Jak bym uleczyła tęsknotę za widokiem rodządzych się szczeniąt.

Wtedy byłabym wyspana.

Czy wtedy byłabym szczęśliwa?

Na zdjęciach szkatułka dla Emilii. Nowy jagodowy kolor bardzo mi się podoba. Zdjęcia niestety fatalne - robione przez męża... :/ eh

  Follow my blog with Bloglovin

wtorek, 20 października 2015

Prosto ze słoika



Uwielbiam jeść nutellę prosto ze słoika, łyżeczką.
Nie chodzę do piaskownicy w szpilkach.
Moje dzieci mogą się ubrudzić podczas zabawy. Ba mogą nawet biegać dookoła stołu i głośno się śmiać.
Nie robię paniki z powodu piachu na podłodze czy kurzu na szybach.
Mój dom nie jest sterylnie czysty, a my nie chodzimy w koszulach wyprasowanych w kant.
Nie zwracam uwagi na to, jakim samochodem jeździsz.
Nie chcę z Tobą rywalizować o to kto ma więcej, lepiej, drożej.
Nie muszę Ci tłumaczyć, dlaczego mam cztery psy i po co jeżdżę na wystawy. Mam swoją pasję ale nie zmuszam Cię, abyś to rozumiała.
Wolę wypić kawę i zjeść kupne ciastko SPĘDZAJĄC z Tobą czas naprawdę. Niż zjeść dwudaniowy, wypasiony obiad i zamienić dwa zdawkowe słowa.
Cenię swój czas, bo znam jego wartość.

Więc nie oceniaj mnie przez pryzmat tego ile zarabiam i jakie zajmuję stanowisko. Nie wiesz czy warto mnie szanować bo zagubiłaś się w tym ile posiadam? Nie będę nigdy żyć pod pozorem. Jeśli nie interesuje Cię naprawdę moje życie nie będę Ci się narzucać. Nie zadawaj mi pytań zdawkowych, nie słuchając odpowiedzi. Nie udam, że mi dobrze jak będzie źle. Tak, zastaniesz mnie w dresie w domu i nie będzie to dla mnie dramat. Jak mnie skrzywdzisz do cna nie oczekuj że zapomnę w sekundę. Ufam. Ale, gdy to zaprzepaścisz to przestanę.

Nie chcę Cię zmieniać żyj jak chcesz. Nie zmienię się bo masz taki kaprys. Już zawsze będę jeść nutellę prosto ze słoika ....

  Follow my blog with Bloglovin

piątek, 16 października 2015

Ogarniasz? Ja nie :)





Oj jakże często słyszę pytania jak ty to ogarniasz? Ja mam połowę z tego co ty, a nie potrafię się zorganizować z niczym...

Hahahaha szkoda, że żadna z tych osób nie zagościła w moim domu w tym tygodniu. Plan był napięty do maksimum. Wszystkie zamówienia musiały wyjść w czwartek, żeby na piątek dotrzeć do adresatów. A ja lekko mówiąc nie ogarniałam kuwety zupełnie.  Jak tylko dzieci szły spać, karmiłam psy, puszczałam je na ogród i bach do pracowni. Zero zbierania porozrzucanych ubrań, zero sprzątania zabawek, dobrze że mam zmywarkę, ale wsadzić ciuchy do pralki już mi sprawiało kłopot w tym tygodniu. W każdym kącie walało się coś, co powinno być gdzie indziej. Szał po prostu.

I tak rolując transfery i malując pytam się, gdzie ta ogarnięta kobita, matka dzieciom, żona mężowi, córka matce, hodowczyni, marketingowiec, blogerka i właścicielka WoodPassion. Gdzie ten świeży obiad na stole? Pachnące ciasto? Wypielęgnowane paznokcie? Wysprzątany dom? Teraz to by wszyscy padli ze śmiechu i odkryli amerykę łał ona jest nieogarnięta tak jak ja... hihihi.

Cele tygodnia jednak wypełnione. Wszystko zostało wysłane o czasie :)

Nie uszczknęłam ani chwili z żelaznego czasu dla moich dzieci. Co z tego, że były kupne pierogi na obiad. Po nim mieliśmy swój czas na zabawę, czytanie książek, rysowanie, leżenie do góry brzuchem, łaskotanie.... śmiech ten beztroski. Skoro to było ogarnięte to reszt to pikuś. 

Ile już razy słyszałaś, że nie warto się spinać, robić z siebie super chruper babki, która ogarnia wszystko w sekundę? 100? To dlaczego nadal się spinasz? Co jest ważniejsze - czysta podłoga czy czas z dzieckiem, z mężem, z przyjaciółka, z matką, z samą sobą....? Piszesz do mnie i pytasz o receptę... Nie ma takowej, ciesz się chwilą, wyluzuj, nie spinaj się, zacznij być, przeżywać, czuć, dotknij dnia całą dłonią, a nie muskaj go opuszkami palców. Czas biegnie? Oj nie, czas Kochana pędzi prędkością ponaddźwiękową, ja nie wiem kiedy mi ten rok minął...

O czym ja mówię? :) Wiem co mówię, na głowie mam całą armię rzeczy i co z tego? Chcę Ci powiedzieć, że nie warto się zadręczać drobiazgami. Masz dzieci/psy? Nie będziesz mieć sterylnego domu :) Po prostu :) Ważne, aby dać im sterylną i doskonałą miłość :)

Na zdjęciach nowy model świeczników. Wykonany na specjalne zamówienie z wielką przyjemnością został włączony do oferty :)


Follow my blog with Bloglovin

wtorek, 13 października 2015

P jak przyjaciel córcia









Pytasz jak rozpoznać,że to przyjaciel, skąd wiedzieć, że to ta osoba która będzie przy tobie zawsze? Która Cię zrozumie, wysłucha, doradzi, pośmieje się z Tobą i pociągnie za warkoczyk gdy będzie trzeba. To wbrew pozorom nie jest takie trudne, nie musisz Kochana przeprowadzać testów psychologicznych ani fizycznych. Przyjaciela łatwo rozpoznać. Nie ukrywa się, jak wróg.

Przyjeciel po prostu jest. Nie musisz po niego dzwonić. Pisać. Wołać. Prosić go, aby się z Tobą spotkał. On jest na wyciągnięcie ręki. Zawsze. I gdy trzeba się wyżalić i gdy napić z radości. Nigdy nie sprawi, że poczujesz się samotnie.

Przyjaciel zawsze będzie Cię wspierać w Twoich wyborach. Nawet jeśli postanowisz diametralnie zmienić swoje życie. Wywrócić swój świat do góry nogami. On będzie przy tobie tkwil niewzruszenie. Od przyjaciela nie usłyszysz nigdy nie poznaję cię,ale się zmieniłaś, przyjaciel cię zna wiec wie z czego ta przemiana wynika i w ogóle nie będzie zdziwiony. Przyjaciel nie będzie zazdrosny, jak urodzisz dziecko, nie będzie patrzył na Ciebie jak na ufo gdy odkryjesz swoją pasję, nawet jeśli tej pasji kompletnie nie będzie rozumiał. Od przyjaciela nie usłyszysz pytania ale dlaczego Ty w ogóle to robisz? On to wie.

Przy przyjacielu nigdy nie będziesz czuła się niezręcznie, cisza między wami nigdy nie będzie mierzić, a słowa będą wypowiadane gładko.
Nawet jeśli przez jakiś czas nie będziesz mieć kontaktu z przyjacielem, zawsze odnajdziecie wspólny język nieważne ile lat was podzieli. Z przyjacielem nie musisz widzieć się codziennie, aby wiedzieć że cokolwiek się nie wydarzy to przyjedzie do Ciebie nawet z drugiego końca tęczy.

Przyjaciela możesz odnaleźć nie tylko w koledze, koleżance ale i w mężu, mamie, tacie..... babci.... zupełnie nie znanej wcześniej osobie....

Będziesz się na pewno mylić przyjaźń ze zwykłą znajomością, popłaczesz. Zawiedziesz się nie raz i nie dwa. Ale nie dawaj za wygraną, choć serce będzie boleć. Potraktuj to jak gorzką, ale lekcję i wyciągaj wnioski. Z gorzkimi lekcjami jest jak z gorzką czekoladą, smakuje gorzej niż ta mleczna z orzechami, ale jest o niebo zdrowsza i krzepi.

Dzisiejszy wpis sponsoruje kufer różany, pasuje wyłącznie do romantycznych sypialni, w których śnią się piękne sny :))))








  Follow my blog with Bloglovin

piątek, 9 października 2015

1:30






1:30 w nocy. Ledwo co położyłam się spać. Przyszedł ten pierwszy, boski sen... jest fantastycznie, nareszcie :) uwielbiam ten moment.

Cholera.... Słyszę jakiś niemrawy płacz. Taki cichy... zawsze się budzę, nawet na cichy jęk... wiec idę "ciut" nieprzytomna. Może wystarczy potrzymać za rączkę i zaśnie ponownie.. dotykam odruchowo czoła... rozpalone. No nie... idę na dół po Ibufen i wodę. I już zostaję.... sen? jaki sen? coś było? kiedy?

Aleks nie może spać przez gorączkę. Siedzę przy łóżeczku. Głaszczę Go po głowie. Trzymam za rączkę. Co chwila chce pić, w końcu trzeba zmienić pieluchę, co mi głowa opadnie to o coś nowego prosi, więc oczy się otwierają, ni stąd ni zowąd budzi się Misia, jakby wyczuła, że w pokoju obok coś się dzieje.... chcę ja zanieść do nas, do sypialni, do taty. Ale nie, ona ze mną musi i od razu bródka w podkówkę. Więc rozkładam na podłodze gruby koc, poduszkę i kładzie się obok mnie.

Chyba zasnęłam, bo jak się ocknęłam to mam zdrętwiały kark. Cały obolały bok. Ręki, która trzymała Aleksa za dłoń też nie czuję. Dotykam czoła . Gorączka ustąpiła. Misia śpi. Wstaję, choć zdrętwiała cała jestem niemożebnie. Zanoszę po cichu Misię do jej łóżeczka. Okrywam Aleksa i wczesnym świtem wracam do własnego łóżka. Niczym zombie.... na szczęście w tym łóżku jest ciepło, ktoś mnie obejmuje ramieniem i zasypiam.

To zwykła gorączka, kaszel, katar - przejdą, dziękuję codziennie że nie sypiam na podłogach w szpitalach modląc się o cud, że nie widzę Ich cierpienia i braku nadziei, chociaż ponoć ona umiera ostatnia, ale obym nie musiała jej żywotności sprawdzać na własnej skórze.

Więc nie narzekaj mi, że znowu musiałaś wstać w nocy, że Młoda chora trzeci tydzień z rzędu, że szef już ma dosyć, że się wyspać nie możesz i wydajesz krocie na lekarstwa.... nie narzekaj....

Na zdjęciach zawieszka na drzwi dla pary młodych osób, która zaczynaja wspólną, trudną, fascynującą drogę mieszkania razem 
oraz piękne paznokcie Misi i mieczyki, które dostałam od mojego Dziadka :)
Pozdrawiam Was ciepło. 

Follow my blog with Bloglovin

wtorek, 6 października 2015

To miejsce







I nie potrzeba mi już teraz zgiełku, hałasu, poklasku, odgłosu obcasów na betonowym chodniku, pisku opon, dzwonków tramwajowych, wołania Kaśki o 2:00 w nocy, stukania w sufit lub podłogę, tęsknych oczu psa chcącego pobiegać po lesie....

Rano nie dostrzegam uroków wsi... rano w ogóle mało co dostrzegam, te mgły ścielące się po polach, ten blady świt, ta rosa na trawie... no są, mijam je nie zastanawiając się nad ich pięknem... za to jak wracam, po całym dniu, z Misią opowiadającą co jej się przydarzyło w przedszkolu to widzę wszystko i widzę czemu tak chętnie tu wracam.

Wiele osób nie rozumie po co nam dom na wsi, daleko do szkoły, pracy, przedszkola, do wszystkiego. Przyjechać do nas to katorga, nikomu się nie chce, zawsze nie po drodze. Z imprezy też musimy wyjechać wcześniej bo do domu trzeba dojechać. U was też nie posiedzimy bo przecież, o której wrócimy.... no generalnie jakbyście mieszkali bliżej to byłoby lepiej....

A w ogóle to po co Wam taki duży ogród, czasu na niego nie macie, trawa ledwo odkoszona.

Wracam więc na tą moją wieś i jak tylko wjeżdżam w te znajome od lat zakręty, mijam te płoty, te domy, które przez te wszystkie lata tak bardzo się zmieniły. Te pola, o mamo patrz konik, kurki... to już wiem, że to jest to moje miejsce na ziemi.

I co z tego, że daleko - ten komu zależy zawsze trafi i nie będzie narzekał, a ten kto narzeka nie wart przyjaźni.

Teraz wieczorami wyciągam Macieja przed dom na oglądanie gwiazd, siedzę na schodach i piję herbatę, wkurzam się na księżyc w pełni bo świeci dokładnie na nasze łóżko, słucham jeleni na rykowisku i szczekania lisów, wiem kiedy wiosna bo żurawie się drą, nie przejmuję się głośnym śmiechem dzieci - nikomu nie przeszkadzamy, psy mają do woli świeżego powietrza, lasu i gałązek do gryzienia.

Ale nie polecam mieszkania na wsi nikomu kto: nie wyszalał się "za młodu", nie wykorzystał maksymalnie uroków miasta, nie wysiedział do późnych nocy na starym rynku, nie zjeździł miliona kilometrów tramwajami, nie szukał taksówki o 4 nad ranem w Nowy Rok, nie szedł na uczelnię/do pracy po 2 godzinach snu po imprezie, nie wykłócił się z sąsiadem że te opony na strychu to nie jego a pies nie siusia z balkonu - bo wtedy trudno docenić ciszę w sobotni poranek i sznur bocianów przelatujących tuż nad głową....

A Ty wybrałaś wieś czy miasto? Dlaczego? Chętnie poczytam :)

Pozdrawiam ciepło i wiejsko ;) Dzisiaj prezentuję Wam kuferek ślubny i kufer duży, brązowy w scenerii wiejskiej właśnie, wyszły się przewietrzyć ;) Follow my blog with Bloglovin

niedziela, 4 października 2015

Akcja MOTYWACJA - część 2 z 7 :)



Hej hej kochani jesteście tam????

Dzisiaj moja kolej na naskrobanie czegoś o sobie. Aż sama jestem ciekawa co z tego mi wyjdzie ;)


Wydawało mi się, że nie mam jakichś wielkich zdolności plastycznych, nie ukończyłam żadnej szkoły o kierunku artystycznym, nie wyróżniałam się na plastyce i nigdy nie interesowałam się sztuką, jako taką. Tym większym zdziwieniem dla moich bliskich, jak i dla mnie samej była wielka chęć nauczenia się decoupage. W lutym będą 2 lata od kiedy znalazłam pierwsze tutoriale i zakupiłam swój zestaw startowy. Jestem totalnym samoukiem i jestem z tego dumna, ponieważ do wszystkiego dochodzę uporem i sercem, nie idąc na łatwiznę. W decu znalazłam cząstkę siebie, uzależniłam się :) Moja pierwsza praca wyglądała tak :D




Tworzę, bo daje mi to relaks, czas na uspokojenie myśli, satysfakcję, poczucie zadowolenia i nieskrywanej dumy, gdy moje prace się podobają. Oczywiście byłabym bardzo zakłamana gdybym napisała, że nie robię tego dla pieniędzy. Co prawda nie utrzymuję się z rękodzieła, pracuję zawodowo ale decu jest obecnie ważnym filarem w naszym budżecie :) To fantastyczne uczucie, kiedy pasja daje również satysfakcję finansową...


Decoupage, ale wyłącznie na drewnie. Drewno uwielbiam, dlatego zdobienie tego materiału sprawia mi najwięcej radości i takie przedmioty najbardziej mi się podobają. Mam to niesamowite szczęście, że Mężulek ma żyłkę stolarza i wykonuje dla mnie wszystkie kuferki, donice, skrzyneczki i inne cuda, które mu zlecę. Dzięki temu mamy unikatowe wzory i wysoką jakość. To ważne, bo nie lubię fuszerek.


Ciężko jest mi wskazać jedną pracę, jako największy sukces. Każda z nich jest wyjątkowa, niesie za sobą historię osoby dla której ją wykonałam. W 80% zdobię przedmioty na zamówienie dlatego ciężko zachować tutaj seryjność i powtarzalność. Ale chyba największym sukcesem był pomysł opracowania i stworzenia kuferków i krzesełek dla dzieci. Projekt ten okazał się obecnie naszym core biznesem. Kuferki, krzesełka i stoliki spersonalizowane to nasz produkt flagowy :) A zaczęło się od tego:


Porażki, na szczęście zdarzają się niezwykle rzadko i nie chcę o nich myśleć....Niezadowolenie klienta jest moją porażką, ale i lekcją, pokazującą gdzie leży moje słabe ogniwo, które jak najszybciej należy wyeliminować.


Cały czas poznaję i uczę się nowych technik w decu, chciałabym rozwinąć do perfekcji technikę transferu ponieważ daje największe możliwości jeśli chodzi o dobór motywów. Poszukuję inspiracji w nowym wzornictwie, chciałabym tworzyć prace bardziej nowoczesne, zgodne z nowatorskimi trendami kolorystki i wzornictwa. Chciałabym specjalizować się w tworzeniu niepowtarzalnych wnętrz dla dzieci.


Mogła zajmować się moim domem i ogrodem. Przekształcę WoodPassion w dobrze prosperującą działalność, która da mi pasję i satysfakcję finansową. Będę obserwować jak moje dzieci wkraczają po woli w nastoletni wiek. Perfekcjonistką w decoupage, będę wykonywać nadal piękne projekty aby uczynić wnętrza indywidualnymi. Rozwinę moją drugą gałąź - hodowlę golden retrieverów.


Ciężka sprawa, ale najbardziej jestem dumna z kufra, który na dzień dzisiejszy powielałam największą liczbę razy :) Niezwykle prosty i w tej prostocie wyjątkowy.


I jest mi trudno wybrać jedną pracę, ponieważ każda dla mnie jest wyjątkowa, z każdej jestem dumna bo jest jedyna w swoim rodzaju.

Pozdrawiam wszystkich ciepło!!!! Oto moja literka: A

Jeśli chcecie zobaczyć poprzedni wpis zapraszam do Anety: http://pracowniamiskowiec.blogspot.com/2015/09/akcja-motywacja-part-17.html

Za tydzień będziemy gościć u Natalii: czarodziejski-pedzelek.pl


piątek, 2 października 2015

Za czym







Nie ma wielkich rzeczy do dokonania. Życie składa się z drobnych spraw. Jeśli zainteresujesz się tak zwanymi wielkimi sprawami, przegapisz życie. Na życie składają się: picie herbaty, plotkowanie z przyjacielem, wyjście na spacer bez jakiegoś konkretnego celu, bez zamierzonego rezultatu, tak byś w każdej chwili mógł zawrócić. Życie to przygotowanie czegoś do jedzenia dla ukochanej osoby, ugotowanie czegoś dla siebie, bo kochasz także siebie, pranie ubrań, mycie podłogi, podlewanie ogrodu. Te małe sprawy, maleńkie rzeczy...
 Osho "Równowaga ciała i umysłu"

I za czym tak biegniesz? Po co to wszystko robisz? Dla dzieci? Dla siebie? Harujesz od świtu do nocy i co? Gdzie jest cel? Czy w ogóle jeszcze widzisz cel? Czy żyjesz po to aby "dążyć do czegoś"?

Te popołudnia kiedy nie myślę o niczym innym tylko o kredkach, bajeczkach, klockach, kolorowankach, nie przejmuję się że już 18:00 a my dopiero po obiedzie (w zasadzie to prawie jak kolacja), że zabawki rozrzucone, że ściana porysowana.... Tak to po to haruję jak wół żeby teraz usiąść na podłodze i przebierać lalki, czytać po raz setny tą samą książeczkę o pojazdach, posłuchać fałszowania i brzdękolenia niezdarnych rączek na pianinie, pobawić się w chowanego i wiedzieć, że i tak zawsze ich znajdę pod moim łóżkiem...

Ta ochlapana wodą łazienka, moja własna, cudowna, ciepła, z dużym półokrągłym oknem, tak to okno jest super i na parapecie ukochane storczyki i ta wanna w której mieszczą się oboje i chlapią na potęgę i ich śmiech dziki, jak wraca Tata i zakrada się do łazienki i udaje potwora i wszyscy udajemy potwory....

I kocham zachodzące słońce, te ciepłe kolory i kształty. I te ich pokoiki oblane tym światłem i ten spokój i bezpieczeństwo. I moje wielkie okno w sypialni.

A potem ta cisza i ich spokojne oddechy, które właśnie zapadły w sen, i okrywanie kołdrą, i ciche zamykanie drzwi (cholera znowu koty klamkowce przeszkadzają).

Za tym gonię, za moją codziennością, rutyną, spokojem.


Follow my blog with Bloglovin