wtorek, 3 listopada 2015

Spacer



I wszystkim zawsze się zbiera na wspominki nad grobami, cóż taki czas takie święto. A ja najbardziej pamiętam, chodzenie po cmentarzu całą rodziną, od grobu do grobu, na każdym znicz, chwila zadumy, często spotykało się kogoś z rodziny, to i pogawędki były, plotki. I marsz na kolejny grób. Te wąskie przesmyki, a najbardziej kochałam, jak już było ciemno, i ta łuna unosząca się nad cmentarzem i zapach  palących się świec i ta tajemniczość i lekki dreszcz emocji i te tłumy przewalające się i setki malutkich świeczek na grobie nieznanego żołnierza....

A najfajniej to było przed, jak jeździłam z Mamą i Babcią sprzątać grób, pamiętam że mieliśmy kiedyś taki jeszcze bez płyty z ziemią... to dopiero był fun. Biegałam jak szalona pomiędzy grobami. Do legend już należy historia mojego nurkowania właśnie w tym grobie z ziemią i zapalonymi zniczami, znicze odkryte wtedy były głównie, ja w żółtym futerku. Co roku Mama nam to opowiada, jak mnie wtedy wyjęła za fraki załamana.

I teraz już tam nie jeździmy. Nasz cmentarz jest niewielki, nastrój już nie ten... ciekawe co moje dzieci będą pamiętać z tego święta.... palenie zniczy na tych dwóch grobach.... Też się ganiają, mają weselej bo ich jest dwóch. Aleks na cmentarzu zgubił swój jedyny smoczek i tak oto nastąpiła naturalna selekcja i smok już niepotrzebny.  jesienny spacer bo przecież ciepło jak na wiosnę... obiad i ciepły rosołek....

No właśnie ten rosołek gotuję jeszcze wieczorem, normalnie ludzie to śpią, a ja po 22:00 nastawiam ten rosół i idę do pracowni i unosi się ten zapach boski i od razu mi się kojarzy każda niedziela, bo bez rosołu niedziela się nie liczy, w moim domu rodzinnym, i ten makaron ręcznie robiony. A potem w poniedziałek pomidorowa. Matko w każdym domu tak było prawie. Ciekawam co będą dzieciaki wspominać, jako smak z dzieciństwa. Przecież na naszym stole obecnie dieta zróżnicowana. Nie ma chyba jednej takiej potrawy.... no zobaczymy. Rosół nie co każdą niedzielę, ale jednak najczęściej ze wszystkich zup. Inny niż mojej Mamy, ale co zrobić, tak jak ona nie potrafię. Ale pachnie tak samo. Pyrtoli się toto "na wolnym ogniu", niby nic, woda, mięso, warzywa a jednak wspomnienia rozbudzone.

Na górze samej wreszcie ukończony komplet mebelków dla Dorotki.
A na dole samym migawki ze spaceru pierwszo-listopadowego :)














Follow my blog with Bloglovin

2 komentarze:

  1. Też najbardziej lubię te wieczorne spacery między grobami, masa zniczy, wąskie chodniczki i ta atmosfera. Chociaż odnoszę wrażenie, że z roku na rok coraz mniej ludzi na cmentarzach, że jakoś tak wszystko to powszednieje i ta rewia mody, której bardzo nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj rewia mody jest zabawna :) Chociaż powiem Ci że ostatnio widziałam rodzinkę z dwójką dzieci, którzy przyjechali na cmentarz na rowerach. Wiesz, kaski i pełny strój rowerowy. Postawili znicze, posiedzieli chwilkę i pojechali dalej łapać jesienne słońce - super sprawa :)

      Usuń