czwartek, 21 kwietnia 2016

Na zeszyt





Tak to nam się jakoś udało w mijającym sezonie zimowym, że choroby nas się nie imały i mimo że wokół wszyscy chorzy, to my jakoś dzielnie nie dawaliśmy się wirusom. Ale że nic w przyrodzie nie ginie to dopadło nas na wiosnę. Nie lubię mówić "a nie mówiłam" ale wyszło bieganie bez dodatkowego sweterka, ściąganie czapki i inne takie, bo przecież ciepło już i co się matka czepiasz. A no cóż. Więc w zeszłym tygodniu dopadło Misię.

Zawsze, jak w domu choroba jest to trzeba ugotować rosół. Tak robiła moja Mama i wiem, że tak po prostu trzeba. Więc nastawiam sobie ten rosół, a tu brakuje paru składników. Trzeba podskoczyć do sklepu. Że tą moją wieś uwielbiam to już kiedyś pisałam. I sklepik nasz wiejski też uwielbiam. Zaopatrzony niesamowicie. Wszystko tam można kupić. Więc ubieram trampeczki, biorę wiklinowy koszyk i jadę. Po drodze słyszę, jak jakiś facet wygrał właśnie w radio 400 tysięcy. Ale się cieszył, kurczę też bym się cieszyła że hoho. Wchodzę do mojego sklepiku a tam imprezka normalnie. Radio na full, z 6 osób jak nic i wszyscy biją brawo, gratulują i cieszą się z wygranej obcego im przecież faceta. Zaczynają się dyskusje co kto sobie kupiłby za takie pieniądze. No po prostu niesamowita atmosfera. Koniec końców musiałam ostro pomyśleć po co to ja właściwie przyszłam.

I tak mnie lekka nostalgia naszła, że przecież nas "młodych" budujących się na wsiach trochu jest, praktycznie w każdej wsi bliżej miasta są nowe domy, młode rodziny chcące wyrwać się za zgiełku miasta i wreszcie oddychać czystym powietrzem. Ale rzadko widzę tych "młodych" żeby integrowali się z tubylcami. Często, przynajmniej u nas, organizowane są wspólne ogniska, grille, jasełka i inne spotkania. Bardzo często bywamy na takich imprezach, bo chcemy właśnie zintegrować się, wsiąknąć trochę w tą społeczność, poczuć się mieszkańcem prawie pełną gębą. Ale innych, tak jak my przybyszów bywa mało, a szkoda. Przecież życie na wsi to nie tylko widoki, powietrze i szpan, to też ludzie, którzy potrafią dać naprawdę fajną odskocznię od naszych biurowych problemów.

A poza tym są też bardzo wymierne korzyści dobrej znajomosci sąsiadów. W sklepiku mam trzy możliwe formy płatności: gotówka, karta i na zeszyt. A jak wpadam po pracy kupić chleb to zawsze jestem poinformowana, że mąż już kupił :) i jak tu nie cieszyć się z mojej wygranej od losu za to wszystko?

Na zdjęciach nowa toaletka z lustereczkiem :)))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz