niedziela, 16 października 2016

Wschody słońca




Tyle wschodów słońca co po porodach to się w życiu nie naoglądam. Ja człowiek nocny. Gdy ciemno mogę coś robić, za to poranki zawsze bywają ciężkie. Teraz gdy jestem na tzw. "żądanie" i często rankiem zaspokajam nieposkromiony głód najmłodszego, oglądam wschód słońca niemal codziennie.

Pola moje ukochane zazwyczaj w jesiennej mgle lub toną w deszczu. Tak szaro, buro, pusto za oknem. Ten mój ogród znowu nieuporządkowany na zimę, taki mokry. Wspomnieniem lata są jeszcze nie pochowane zabawki dzieci i niezłożona trampolina. W domu jeszcze tak cicho, wszyscy śpią.

I jestem tak bezgranicznie wdzięczna losowi, że tutaj w środku tak ciepło, przytulnie, bezpiecznie. Że mogę sobie ze spokojem w sercu patrzeć na te jesienne poranki. Że tak mi lekko na sercu. I to że zdrowi jesteśmy. I więcej mi do szczęścia nie trzeba.

I myślami jestem z tymi co zabiegani. Kawy rano dopić nie zdążą. Śniadania porządnego nie zjedzą i pędzą w ten jesienny dzień pełni narzekania, irytacji, wydumanych problemów. W tym szalonym pośpiechu nie zauważają że szary poranek już stał się południem, że czasem słońce wyjrzy zza chmur. Że ten deszcz tak równo pada.

I tak mija kolejny dzień. Niezauważony.

Skupiamy się na tym, aby wykonać plan. Aby szef był zadowolony. Aby strategicznie rozegrać sprawę z kolegami z pracy. Aby dzieci porozwozić gdzie trzeba i pozbierać potem.

Ale ile razy w ciągu dnia, baa chociaż tygodnia zamykamy oczy, choć na chwilę i poszukujemy w głowie tych najprostszych rzeczy, które sprawiają nam radość? Definiują nasze szczęście. Bo dla jednych to będzie zdrowie, dla innych rodzina, znajomi, nowy samochód, niezależność, wolność. I tak naprawdę nie ważne co to jest. Ważne aby wiedzieć za czym tak naprawdę gonimy. Po co to wszystko? Co jest tym celem? I żeby umieć dostrzec, kiedy cel już blisko lub osiągnięty i cieszyć się nim.

Jest taki fajny program, który namiętnie oglądam razem z dzieciakami "Pan Robótka", który pokazuje, jak wykorzystać do zabawy wszelkiego rodzaju materiały. Po zrobieniu każdej swojej robótki kończy to zdaniem "zróbcie taką samą w domu i bawcie się nią".

I jak często my dorośli "budujemy" sobie nasz cel a potem kiedy już gotowy nawet chwili się nim nie "pobawimy", nie docenimy, nie uśmiechniemy się, że "to" mamy. Tylko gonimy za czymś kolejnym.

Budujemy piękny dom, ale w nim nie mieszkamy. Bywamy tam tylko, jak w hotelu. W przelocie. Nie wylegujemy się na sofie z dziećmi u boku. Nie nabrudzimy w kuchni podczas wspólnego gotowania. Nie czytamy przy kominku tych wszystkich modnych książek z biblioteczki. Nie spoglądamy w okno podczas odśnieżania schodów z radością w sercu, że najbliżsi w ciepełku radują się chwilą.

Nie. Bo nie ma na to przecież czasu. Bo kolejne plany i cele do zrealizowania.

Dzisiejszy post sponsoruje moja najnowsza donica. Uwielbiam ją. Tylko moja.

2 komentarze:

  1. Kurcze jak ja lubię czytać Twoje posty :) Ten znów mnie urzekł :) Całkowicie się z Tobą zgadzam ze wszystkim co napisałaś. Ja jeszcze do nie dawna nie miałam czasu na podziwianie mojej okolicy. Ale od dwóch lat kiedy już nie pracuję napawam się tymi widokami i zapachami.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję. Ja też nie od razu tak potrafiłam, ciągle się tego uczę :-) pozdrawiam cieplutko!

      Usuń