I jesteśmy już w pięcioro. Bartek uznał, że nie będzie czekać na koniec września, przyszedł na świat w jego połowie. Dziękujemy pięknie za wszystkie ciepłe słowa i gratulacje. Cały czas organizujemy się na nowo.
Tył samochodu zapełniony, każda z sypialni ma już swojego lokatora.
Jakież to dziwne uczucie, nie potrafię go opisać jeszcze. Radość jest, moc jest i chyba trochę strachu też. Bo że z M. podołamy to wiem, ale odpowiedzialność teraz na nas ciąży potrójna aż. Aby każdego dopilnować. Wszystkie jego indywidualne sprawy. Dotrzymać terminów i danego słowa. Dla każdego znaleźć w ciągu dnia chwilę tylko sam na sam. A jednocześnie ogarnąć całokształt. Przy zachowaniu niestety tych samych 24 godzin co wcześniej.
Tyle wyzwań jednocześnie to w żadnej korporacji nie ma jednym stanowisku. Ale te wyzwania są niesamowicie fascynujące.
Chociaż to prawda, że trzecie dziecko to już bardzo duża świadomość wszystkiego. Już niewiele jest nas w stanie zaskoczyć. Najpiękniejsza jednak jest ta świadomość. Świadomość tego jak to teraz wszystko będzie wyglądać, jak to poukładać, jak pomóc dzieciom odnaleźć się w nowej sytuacji, jak zorganizować wszystko.
Świadomość tego, aby pewne rzeczy odpuścić, pozwolić sobie na sen w ciagu dnia po nieprzespanej nocy. Pozwolić sobie na nie odkurzoną podłogę, brak ciasta dla gości. Ale być wypoczętą, chociaż tyle o ile, i cierpliwą potrójnie.
Dni biegną szybko, czasu ciągle za mało na zrobienie wszystkiego, ale do tego już zdążyłam się przyzwyczaić. Pędzę więc dalej z uśmiechem w sercu, bo dzieci mam zdrowe i my też sił jeszcze sporo mamy, a to najważniejsze przecież jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz